fbpx

Tajemniczy Don Pedro biznesu, czyli jak skutecznie odstraszyć kontrahentów.

Tajemniczy Don Pedro biznesu, czyli jak skutecznie odstraszyć kontrahentów. 3

Jakiś czas temu byłam na pewnym networkingowym spotkaniu biznesowym. Z jednej strony bardzo lubię takie wydarzenia, bo można spotkać ciekawych ludzi z wielu branż i nawiązać dobre i trwałe relacje, które potem zaprocentują w biznesie. Z drugiej jednak strony mam w stosunku do nich mieszane uczucia – denerwują mnie ludzie, którzy, mówiąc kolokwialnie, idą tam się „nachapać”, powciskać wszystkim wokoło to, co oferują, „upolować” klienta. Od takich trzymam się z daleka. Ale nie będę się tu rozwodzić, gdyż już to zjawisko omawiałam w którymś z poprzednich wpisów, a ponadto jest ono na tyle powszechne, że nic ciekawego do dodania w tym temacie już najprawdopodobniej nie ma.

Natomiast istnieje inne zjawisko, które zaobserwowałam właśnie podczas tego spotkania. Wywołało ono u mnie bardzo dziwne uczucia z dodatkiem sporej dawki niesmaku, jaką po sobie pozostawiło. A historia ta wyglądała tak…

Na spotkaniu networkingowym, jak wiadomo – każdy się przedstawia, mówi, z jakiej jest branży, czym się zajmuje. Pewna osoba, którą zagadnęłam, prezentując siebie odparła, że ma sklep internetowy, w którym można kupić wiele rzeczy. Pierwsze moje skojarzenie – FM Group, network marketing, w którym kiedyś sama działałam. Zapytałam, czy to ta firma, a osoba ta odparła, że nie.

– A co można kupić w tym sklepie?

– Oj, różne rzeczy, produkty żywnościowe, np. makarony, proszki do prania, dużo rzeczy, dużo rzeczy! Można się tam zalogować i kupować z dostawą do domu. Już wielu moich znajomych tak kupuje.

– Świetnie, a jakich marek produkty można tam dostać?

Osoba ta wymieniła dwie, kompletnie mi nieznane, co skwitowałam krótkim „aha”, po czym ktoś inny dołączył się do rozmowy, tym samym zmieniając temat.

Następnego dnia rano akurat przeglądałam wizytówki z tego wydarzenia, gdy zadzwonił telefon…

– Cześć, tutaj XYZ, pamiętasz mnie z wczorajszego eventu?

Na początku nie za bardzo skojarzyłam, ale wtedy osoba ta powiedziała…

– Prowadzę sklep internetowy.

Aaa, no taaaaak…

A potem się zaczęło:

– Słuchaj, organizuję takie spotkanie dla przedsiębiorców, coś jak wczoraj, będą poważni przedsiębiorcy, to jest we wtorek o 18:00 w hotelu ABC, wpadnij, z pewnością wyniesiesz z tego wiele ciekawych kontaktów, a przy okazji zobaczysz, czym się zajmuję, bo tam wszystko będzie opowiedziane, jak chcesz to weź kogoś ze sobą…

– Yyy, wiesz, muszę sprawdzić w kalendarzu… Ale w ogóle czego ta prezentacja będzie dotyczyć?

– No wiesz, będą przedsiębiorcy z różnych dziedzin, będziemy mówić o biznesie…

– Świetnie, ale jaka firma, nazwa, cokolwiek…?

– szszszszszsz….. Ania słuchaj, szszszsz…. coś przerywa….. szszsz… ale do zobaczenia…. szszsz… we wtorek, cześć!

KURTYNA.

Jeszcze przez kilka sekund po zakończeniu połączenia nie mogłam się otrząsnąć z takiej ilości profesjonalizmu, jaka zalała mnie ze strony rozmówcy. A potem wybuchnęłam szczerym śmiechem i zaczęłam zastanawiać się nad tym, o co w ogóle tutaj chodzi. Chciałam dać spokój, ale po chwili namysłu weszłam na facebookowy profil owej osoby, przejrzałam kilka zdjęć, znalazłam ją na tle jakiegoś rollupu z marką, którą poprzedniego dnia wymieniła, wpisałam tę nazwę w Google i wyszło co? Amway. Ta daaam.

I teraz nasuwa się tutaj kilka wniosków.

Pierwszy to taki, że myślałam, że działalność „na partyzanta” albo „cichociemnego” to sfera zarezerwowana dla małolatów „robiących” MLM, którzy boją się, że gdy powiedzą nazwę firmy, od razu usłyszą „o matko, w co ty chcesz mnie wciągnąć?!” i rozmowa się skończy. Widocznie mają tak nie tylko małolaty.

Drugi wniosek to fakt, że są osoby, które wstydzą się tego, co robią. Nie jest to dziwne w przypadku prac generalnie uznanych za, dajmy na to, niegodne (np. prostytutka, choć wbrew pozorom sporo z nich uważa, że nie jest to w żaden sposób zajęcie uwłaczające) albo o niskim statusie społecznym (np. pracownik kanalizacji czy sprzątający śmieci – część z nich wstydzi się tego, z pewnością). Zastanawiające jest jednak gdy tego, co robi, wstydzi się, lub w jakiś sposób zataja, osoba z wyższych warstw społecznych, obracająca się w kręgach biznesowych.

Trzeci wniosek jest taki, że przez opisane działanie zraża do siebie innych i potwierdza to, co często mówi się na temat osób działających w MLMie: naciągacz, krętacz, coś chce mi wcisnąć, nieszczery, tajniak. Niestety w wielu przypadkach jest to prawda, ale tylko wtedy, gdy ktoś nie umie „robić” MLMu; prawdziwi i wyedukowani networkowcy (nie mylić z networkerami!) nie zniżają się do takich praktyk.

Pytanie – na co to wszystko?

Ja jestem absolutnie dumna z tego, co robię. W tym momencie zajmuję się dwiema kwestiami – mediami społecznościowymi i tematami pokrewnymi, a moją drugą działalnością jest firma, w której jednym z możliwych dochodów jest dochód z networku. Dla mnie jest to jeden z najuczciwszych sposobów na zarabianie pieniędzy. Nie robię z tego tajemnicy, bo nie ma w tym najmniejszego sensu.

Wszyscy wiedzą, że Amway w wielu środowiskach ma bardzo kiepską sławę, nawet utarło się pejoratywne powiedzenie „taki Amway”, jeśli mowa o firmach z wynagrodzeniami wielopoziomowymi. Zyskał on złą opinię poprzez m.in. zachłyśnięcie się Polaków obietnicami złotych gór przy braku dobrego systemu i edukacji. Efekt mógł być tylko jeden. Choć, mimo wszystko, produkty podobno są świetne 😉

Zapewne osoba, na którą powołuję się w tym wpisie chciała dobrze (bo nie sądzę, że mogłaby chcieć źle), pragnęła mi i innym pokazać, że firma jest bardzo przyjazna, hojna itd., ale najwidoczniej nie przemyślała paru kwestii związanych ze swoim sposobem zachowania. Pierwsza jest taka, że wyszła na osobę totalnie niepoważną. Druga to dodatkowe zrażenie do siebie i firmy osób, które innymi drogami (jak ja) dowiedziały się, o co chodzi. Trzecie – zastanawiam się, co mogły czuć osoby, które przyszły na to tajemne wtorkowe spotkanie…? A wiem, że zostały zaproszone niemalże wszystkie z networkingowego eventu, bo temat ten wypłynął przy późniejszych rozmowach z nimi 🙂 (Swoją drogą, ciekawe, ile faktycznie przyszło…)

Podsumowanie powyższego przypadku chciałabym zadedykować wszystkim, którzy mają innym do zaproponowania jakiś biznes, a głównie network – nie warto popełniać takich kardynalnych błędów, jak opisana wyżej osoba, a przede wszystkim nie należy zachowywać się w sposób powielający krzywdzące stereotypy i negatywne opinie o czymś, czego sami jesteśmy częścią. Odbije się to przecież czkawką na nas samych, będziemy postrzegani jako kanciarze i ludzie niegodni zaufania.

Bądźcie zawsze dumni z tego, co robicie i mówcie o tym głośno. Tylko wtedy będziecie w stanie przyciągnąć do siebie innych i sprawić, że wam zaufają. A jeśli nawet nie spodoba się im to, co macie do zaproponowania, to sytuacja będzie czysta, tak samo, jak wasze sumienie.

Scroll to Top

Kurs online

LinkedIn

w 7 krokach

Anna-Maria Wiśniewska

Jeśli od pracy 1:1 wolisz pracę własnym tempem, sprawdź mój kurs online! Wykorzystaj moc swojej marki do osiągania celów zawodowych.