Sobotnie popołudnie, atmosfera poobiedniego lenistwa. Przy stole siedzi matka – stomatolog, ojciec – profesor na wyższej uczelni i córka – studentka V roku wydziału prawa. Po niewinnym pytaniu, na jaką aplikację zamierza wybrać się ich dziecko pada odpowiedź:
– Na żadną, kochani.
– Jak to, na żadną?
– No cóż, dobrze wiecie, że od 2-3 lat studia prawnicze były dla mnie jedynie obowiązkiem. Ale znalazłam już firmę, która da mi fantastyczne podstawy, by móc w przyszłości rozwijać własny biznes.
– Ach, tak? A jakaż to firma? Kancelaria podatkowa? Agencja nieruchomości…?
– Oj, nie, ale mniejsza o firmę, bo najważniejsze, że nauczę się tam SPRZEDAWAĆ!
(dłuższa cisza)
– Jak to – sprzedawać? Jak sprzedawca? W WARZYWNIAKU?! Nasza córka sprzedawczynią? Ojciec profesor, matka lekarz a TY??? 5 lat kształcenia na wydziale prawa tylko po to, żeby coś komuś wciskać?!
Ta historia jest zmyślona jako całość, lecz prawdziwe są jej elementy – połączone części z doświadczenia własnego, znajomych, przeczytanych książek i usłyszanych historii. I pewnie wielu z Was poczuło się dziwnie swojsko czytając tą krótką historię, prawda?
Dlaczego tak bardzo zniechęceni?
Więc właśnie – sprzedawca – większości z nas kojarzy się nienajlepiej. Wolimy nazywać się handlowcami lub jakkolwiek inaczej, byle nie ta cholerna sprzedaż. Ale co spowodowało taką złą sławę tego pojęcia? Przecież od sprzedaży – tej profesjonalnej – zaczynało karierę większość dzisiejszych milionerów i miliarderów!
Pierwsza rzecz, to fakt negatywnych skojarzeń z zawodem sprzedawcy. „Typowy sprzedawca” kojarzy nam się z wciskaniem, wchodzeniem w tyłek, wazeliniarstwem, z nastawieniem „byle sprzedać”. I nic w tym dziwnego – wiele razy sama byłam męczona przez nachalnych telemarketerów czy ekspedientki w sklepach, które muszą „wyrobić target”, więc ich namolne „może w czymś pomóc?” czy też „czy szuka pani czegoś konkretnego?” – zanim jeszcze zdążyłam dobrze przekroczyć próg sklepu, we mnie samej wyrabiała niechęć do tego zawodu.
Druga rzecz, to wyobrażenie siebie w takiej właśnie roli. Jak to – ja – mam komuś coś WCISKAĆ? Podlizywać się, żeby kupił? Udawać miłego i przykleić sobie uśmiech na twarz? Co to, to nie!!!
Brzmi znajomo? 😉
Trzecia kwestia, to – standardowo – uwarunkowania, czyli wynoszone ze środowiska, w jakim się wychowaliśmy, przekonania. Być może sami nie mielibyśmy żadnych podstaw do negatywnych skojarzeń ze sprzedażą, gdyby nie poglądy wypowiadane przez naszą rodzinę.
I ostatecznie – dla niektórych powodem jest dość negatywna konotacja słowa „sprzedaż” ze słowem „sprzedawczyk” – podobne w brzmieniu, bo zawierają ten sam rdzeń „sprzeda”.
Ale powodów może być naprawdę wiele – bo każdy z nas miał inne doświadczenia ze sprzedażą.
Wiem, że ten wpis czytają w większości osoby, którym rozwój osobisty nie jest obcy, dlatego dla części z Was poniższy fakt nowością nie będzie (a przynajmniej mam tak nadzieję):
KAŻDY CZŁOWIEK JEST SPRZEDAWCĄ.
No chyba sobie kobieto żartujesz! Ja? Ja niczego nie sprzedaję! Ewentualnie mam od tego ludzi 😉
Serio?
Jesteś pracodawcą – musiałeś dobrze sprzedać warunki stanowiska pracy, by pracownicy chcieli u Ciebie pracować.
Jesteś młodym przedsiębiorcą, wziąłeś na biznes dotację – musiałeś dobrze sprzedać swój pomysł, żeby Ci ją przyznali.
Jesteś pracownikiem – musiałeś świetnie sprzedać siebie, aby dostać dobrą pracę.
Jesteś studentem – musiałeś dobrze sprzedać swoją wiedzą i siebie, aby zaliczyć ustny.
Jesteś zakochany – musiałeś świetnie się sprzedać, żeby ta druga osoba się Tobą zainteresowała.
Jesteś zachwycony masażystą, u którego ostatnio byłeś – poprzez swoją rekomendację sprzedałeś usługę przyjaciółce!
I co, nadal twierdzisz, że nie masz do czynienia ze sprzedażą?
A może spojrzysz na to inaczej? Moje propozycje są poniżej.
Sprzedaż to:
– genialny sposób na pozyskiwanie kontaktów (które mogą Ci się przydać w późniejszym czasie!);
– metoda na wyćwiczenie odwagi zagadania do obcych Ci osób;
– świetna taktyka na odkrycie, jakie procesy kierują ludźmi podczas podejmowania decyzji;
– doświadczenie, które może pomóc w relacjach z bliskimi (sposób prowadzenia rozmowy, słuchania, argumentacji itd.);
– dobry sposób na zbadanie konkretnego rynku, lub wielu rynków (w zależności, co robisz).
Ale przede wszystkim – możliwość POMOCY ogromnej ilości osób, ułatwienia im życia lub ulżenia w bólu, jaki mają z jakiegoś powodu!
Dlatego zadaj sobie pytanie – czy chcę pomagać ludziom? A jeśli tak, to w czym? Jakie ich problemy chcę rozwiązywać? Czy jeśli pomogę komuś, to będzie mi wdzięczny, czy będzie postrzegał mnie jak natręta? A co sam byś czuł w stosunku do osoby, która pomogła Ci np. w obniżeniu kosztów, jakie wydajesz na marketing, w rozliczaniu PIT-u czy w zrzuceniu kilku kilogramów? Natręt czy dobry człowiek?
Inne spojrzenie na sprzedaż?
Dopóki nie zmienisz postrzegania sprzedawców, sam nie będziesz widział się w takiej roli. A zmiana nastawienia może spowodować, że:
- przestaniesz widzieć w sprzedaży przykre obowiązki, lecz możliwość pomocy innym,
- zmiana nastawienia doda Ci entuzjazmu przy opowiadaniu o swoich usługach, bądź tym, co robisz,
- zaczniesz sprzedawać w ogóle, albo będziesz robić to lepiej i łatwiej,
- klienci przestaną postrzegać Cię jako „wciskacza”, a zobaczą w Tobie miłego doradcę.
To, co z tego weźmiesz zależy tylko od Ciebie – możesz przyjąć do wiadomości wszystko, ale też wybrać sobie konkretne możliwości i nad nimi popracować. Obserwuj efekty!
W komentarzach napisz, jakie są Wasze doświadczenia jako sprzedawcy i jako klienci w kontaktach ze sprzedającymi. Czy moje spostrzeżenia zmieniły Twoje podejście do tego zawodu?
Anna-Maria